Dwa Oświecenia. Polacy, Żydzi i ich drogi do nowoczesności

ROK 3333י czyli sen niesłychany przez J. U. Niemcewicza*) W niedawnych czasach, gdy wiele wybornych pism wychodziło o urządzeniu żydów, gdy materyą tę jako bytu lub z czasem zatracenia rodu i imienia polskiego tyczącą się, po wszystkich roztrząsano zgromadzeniach, ja również z innemi czytałem, słuchałem doświadczeńszych odemnie, nieraz nawet odważałem się i sam odezwać. Czytanie różnych pism, rozumowanie nad przedmiotem ich, długo zajmowały wszystkich umysły, a mnie do tego stopnia, iż czyli to u siebie, czy idącemu przez ulice, czy w dobranych towarzystwach, gdzie i pół pejsaka nawet nie znajdowało się, mnie w rozognionej imaginacyi mojej 8nuły się same starozakonne postacie, a nawet w wytwornych pięknych dam przyby- tkach, kędy w porcelanowych donicach same tylko tchnęły jaśminy i róże, mnie zalatywał zapach, jednym tylko łapsardakom właściwy. Niedziw więc, że tak gwałtownie, tak długo myśl moja na jawie jednemi zajęta przedmiotami, też same stawiała mi i we śnie, lecz w jak dzikim, w jak niesłychanym sposobie, sama tylko nieograniczona nadana wolność drzymaniom wytłómaczyć i wymówić potrafi. י Zdało mi się naprzód, żem był we Włoszech, wiosce o pół mili od Warszawy do ministra wewnętrznego należącej. Tam obejrzawszy przykładne jego gospodarstwo, wprowadzone w rólnictwie i narzędziach *)Igraszkę tę znalezioną w manuskryptach rogalińskich zamieszczamy, raz że nosi wybitne cechy figlarnego pióra ursynowego, powtóre, że niegdyś takie wzbudziła zajęcie w Warszawie, iż prawie się stała historyczną, do dziś dnia bowiem literaci z owych czasów treść jej opowiadają. Czynimy wyraźnie to zastrzeżenie, by naß, którzy zawsze byliśmy i jesteśmy za równouprawnieniem Izraelitów, to jest za przy- puszczeniem ich do wszystkich praw obywatelstwa, nie posądzono o chęć zaszkodzenia ubocznym sposobem tej kwestyi, właśnie w chwili, gdy ona znowu wiele urny- słów zajmuje. Zresztą jest\to fraszka odnosząca się do przeszłości i tylko do miejscowości, którą opisuje, a kto w nią się wczyta to spostrzeże; że satyra ta sięga dalej i wyżej niż żydów. Ile nam wiadomo, nigdy nie była ona brukowaną. Rękopism jednak, który mamy pod ręką, nosi na pierwszej stronie te wyrazy: Wolno drukować. W Warszawie, dnia 8 Grudnia 1820. Czarnecki, Cen z. Woj. Maz. , wynalazki, wypiwszy szklannicę wybornego mleka, do Warszawy wra calem: lecz jakie było podziwienie moje, gdy zbliżając się do stolicy, postać miasta tego inną ־wcale od dzisiejszej w oczach moich stawała Im bardziej zbliżałem się, tern־ bardziej ódmienność ta uderzała mię i zadziwiała. Napróżno wolskich rogatek .szukałem־: na miejscu ich znalazłem nieforemną bramę, a raczej potężne wrota z okopconego wiekiem ka- mienia, na szczycie ich, była herbowna tarcza przez dwóch lewiatanów trzymana. Długo starałem się rozeznać coby się w polu jej mieściło, aż nareście odkryłem, że to były cycele (poświęcone sznureczki, które żydzi w kraju łapsardaków swoich noszą), dość kunsztownie wyryte. Na gzemsie dwa wiersze, w hebrajskim języku, a pod niemi te słowa łacińskiemi literami: Moszkopolis A. 3333. Mimo przywileju snów, w których najdziksze rzeczy zdają się rzetelnemi, nie mogłem się pojąć w zadumieniu mojem. Następujące jednak snu tego opowiadanie dowiedzie, że z każdym prawie krokiem com uczyniły wzrastało smutne zadziwienie moje. _ Wjechawszy w miasto ujrzałem po oba stronach domy, ną wzór karczem dzisiejszych stawiane, z wystawami i stajniami. W niektórych miejscach sterczały żerdzie. Od nich od jednego, domu do drugiego naprzeciw przeciągnięte były sznury, na znak, że właściciele .tych domów powinowactwem byli złączeni. Przed domami siedziały żydówki, a przed niemi macki z obarzankami, kukiełkami i solą. Nigdzie nie było bruku. lecz natomiast błoto niezmierne. Około domów mnóstwo kaczek, gęsi, kur, indyków babrzących się w tem błocie. Wszędy snuły sięćmy brudnych żydów, naprzód i wtył, na lewo i na prawo. Przebóg! za- wołałem: gdzież ja to jestem? jakże się zżydziło to miasto? jakże? nie ujrzęż i jednego Chrześcianina Polaka? Ledwiem wyrzękł te słowa, alić postrzegłem małą brudną dryndułkę, a na niej siedzącego woźnicę, przecież nie w żydowskim ubiorze. Kiwnąłem i przybył. Wsiadłem umyślnie, bym od tego człowieka mógł powziąść objaśnienie: względęm tego wszystkiego com widział, i czegom pojąć nie mógł. Że doróżka w niezmiernein na ulicach błocie postępowała powoli, a niedostatek bruku'wszelki hałas oddalał, ja i woźnica mogliśmy się wybornie słyszeć i wygodnie rozmawiać. ״Mój przviacielłu (rzekłem) zaklinam cię, ״powiedz mi, co się znaczy, tak niepojęta tak prędka odmiana. ^Nie- ״dawno Warszawa była miastem chrześciańskiem, polskiem, zkądźe dzisiaj w mieszkańcach, w domach, słowem we wszystkiem tak się. zżydziła?“ ״Albo Jegomości musi się śnić, odpowiedział trochę z żydowska ״woźnica, albo z innego kraju musiałeś tu przybyć. Gdzie tam nie- ״dawno! ludzie powiadają, że to już z tysiąc lat, jak żydostwo opanowało tę niegdyś polską ziemię.“ ״Jakimże sposobem (zawołałem) ״wojenny lud dał się podbić tym kapcanom?“ ״To mędrsi i . uczeńsi ״doskonalej wam powiedzą, ja tylko wiem !to, czegom się z ustnego ״podania, od dziadów i naddziadów mych nauczył. Nie orężem ״oni Polaków lecz sztuką, podstępami, przekupstwem ;nie wiem dokłdnie־ prawo wcnodzema do wszystkich urzędów, nabywania własności ziemskich, nic niezmordowanej ״przebiegłości ich i wykrętom tamy położyć, nie mogło, tak, że z wie* ״kami zgnietli Polaków Chrześcian, sami opanowali wszystko, a gdy ,nikt nie chciał brudno zaszarganego królestwa, wybrali sobie króla ״i starożytną Polskę Palestyną nazwali.“ Osłupiałem na słowa te, i byłbym długo w zdrętwiałości mojej pozostał, gdyby doróżka nie przejeżdżała wedle miejsca, gdzie bywał pałac błękitny. Tu westchnął głęboko woźnica mój i rzekł: ,,Ten dom ״co widzicie po prawej ręce, należał przed wiekami do przodków moich, ״naprzód był książąt Czartoryskich, a potem przeszedł do imienia mego, ״do Zamojskich.“ ,,Cóż ja słyszę! zawołałem, ty jesteś Zamojski?“ ״Nieinaczej, powtórzył z westchnieniem, jestem Zamojski i poganiam ״tę dryndułkę. Żona moja jest Zosia Czartoryska, kobietka jak ludzie ״powiadają Vcale ładna, mój szwagier Czartoryski ma ogródek na prze״mieściu, który Uprawia i z którego żyje.“ ״Przedwieczny Boże! zawołałem, do czegóż to przyszło.“ ״Nie dziwcie się, przydał doróżkarz, ״to samo się stało z wszystkiemi dawnemi rodami polskiemi. Radziwiłłowie są malarzami, Potoccy i Sanguszkowie bawią się furmanką ״i drzewo wożą od Wisły, Chodkiewicze, Krasińscy, Lubomirscy, Sapiehy pośli na cieślów. Nikomu z Chrześcian nie wolno mieć ni ziemskiej, ni miejskiej własności, chyba że żydem zostanie. Jakoż niejeden ״przyciśniony biedą, znużony i spodlony uciskiem, zapomniawszy, co ״winien Bogu i sobie, został żydem, zapuścił pejsaki i tak się dobrze ״kiwa nad talmudem jak Jud najlepszy.“ Ledwie skończył te słowa, gdyśmy postrzegli tłum żydów na koniach z włóczniami w ręku, w lisich czapkach i ładownicach, bez żadnego porządku jadących, dwóch trębaczów w podobnymże ubiorze je- chało przodem, mieli oni trąbki, mało co większe od tych, któremi się dzieci bawią, i raptem tak przeraźliwie zapisknęli w te trąbki, iż konie zaczęły się trwożyć i kręcić, jeźdźcy gubić pantofle, zsiadać, szukać ich po błocie To zastanowiło i poczet ów wojenny, a razem i doróżkę moją. ״Cóż to się znaczy?“ zapytałem przewodnika mego. ״Jest to, ״rzekł, gwardya konna królewska powracająca z zamku, zawsze taka ״bieda kiedy się ich napotka, bo ustawnie coś zgubić lub upuścić muszą, gorzej kiedy na ćwiczenia wyjadą w pole, jak się Jo paskuctwo ״puści kłusem, to pada jak gdyby gruszki jakie.“ Nie wiem jak długo trwałby ten nieporządek, gdyby się nie pokazał zdaleka w karecie wspaniałej stary żyd z dużemi utrefionemi pejsakami w. opończy, którą po- tężne śrebrne okrywały haftki. Wielu żydków w samym kwiecie mło- dości harcowało koło karety na konikach. Jak tylko poczet konny spostrzegł go, wraz czy który znalazł pantofle, czy nie, czy który do- padł konia lub nie, wierzchem, piechoto, jak kto mógł, porwali się z miejsca i uciekli w poboczną ulicę. Mój doróżkarz, korzystając z uczynionej na ulicy luki, ruszył naprzód, a przejeżdżając około wielkiego owego starego Pana, zdjął czapkę i schyliwszy głowę aż na kolana ?מ zostawał. Zapytałem ktoby był ów żyd bogaty? ״Jest to, odpowiedział, Książę Wojewoda Icek Szmulowicz, prezes rady ״stanu, jeden z największych panów -naszych. Oprócz znacznych dóbr . ״ma pałac na Krakowskiem przedmieściu, i blisko miasta Wilanów.“ ״Co, zawołałem, żyd jest jest panem Wilanowa?“ ״A zkądże znów Jegomość jedzie? zapytał z zadziwieniem woźnica, jużci zapewne nie bę- ״dzie go miał żaden z chrześcian, tym nie wolno tylko za pańszczyznę ״uprawiać rolę, albo po miastach prowadzić podlejsze rzemiosła”.“ ״Wja- ״kimże stanie jest dzisiaj Wilanów, czy tak piękny i porządny jak był ״za dawnych właścicieli, czy ta murowana wioska, ten folwark, ta nowa ״część ogrodu, co ją pani Potocka założyła, dobrze są utrzymane?“ ״Nie wiem ja, odpowiedział dryndulkarz, co było wprzódy, to wiem że - s ״dziś stoi tam wielka gorzelnia, browar i wołownia. Pałacysko brudne ״strasznie, zachowano nad Wisłą dwa drzewa, pod którem Icek Szmulewicz kuczki swoje odprawia, król go bardzo kocha.“ ״To macie ״króla, i któż jest tym królem?“ ״A któż ma być? jużcić żyd? — ״Jakże się zowie_?“ ״Moszko XII,“ odpowiedział mój przewodnik. Wpadając raz poraź z zadumienia w zadumienie, już się nakoniec (jako w snach bywa) przekonałem że to wszystko prawda, została tylko mocna ciekawość widzenia wszystkiego co się działo w tern czarnem królestwie. ״Nie mógłbyś mię, rzekłem do doróżkarza, zawieść do ״zamku, po dykasteryach, teatrach etc. a zapłacę ci' sowicie?. Do״ ״wszystkich tych miejsc, odpowiedział doróżkarz, chrześćianom zabroniony Jest przystęp.“ ״Co to za nieszczęście, rzekłem, dałbym wiele żebym . ״te wszystkie niesłychane dziwy mógł widzieć.“ ״Jeśli Jegpmość chce ״odłożyć pieniędzy, to wszystko zobaczy.“ ״Jakże gdy mówisz że to ״zakazane.“ ״Zakazane to prawdą, ale za pieniądze wszystko u nas ״wolno.“ Pomacałem się po kieszeni, i kazałem się wieść do zamku. W samej bramie zatrzymał mię zaraz żyd grenadyer z ogromną lisią czapką i z upudrowanemi pejsakami, wrzeszcząc co miał głosuj;. stój Waść. Tu dryndułkarz obróciwszy się rzekł mi: ״dajcie mu talara Uczyniłem jak radzono, i natychmiast talar przełamał zaporę. Jak całego miasta, tak też nie poznałem i dawnego. zamku Zygmuntów. Bóg sam wie co to było za straszydło! Stało na dziedzińcu mnóstwo telęk, kośzlawych karet i koczów. Przy wnijściu na wschody, druga przeszkoda, podobnież z mej strony ułatwiona jak pierwsza״ Wszedłem na- koniec na pokoje królewskie. Pokazanie się moje, strój, postać, niemałe sprawiły zadziwienie, zaczęło żydostwo szeptać, krzywić się, gdy dwóch młodych żydków w popielatych łapsardakach z czarną aksamitną lamówką, zbliżyło się do' mnie. Spostrzegłem że to były szambelany gdyż przy wiszących cycelach nosili u kolan dwa złote klucze. ״Waści ״tu nie wolno wchodzić!“ rzekł mi jeden dość przykro. Nie tracąc przytomności, pamiętny na rady doróżkarza dobyłem dwa dukaty i po jednym każdemu z szambelanów nieznacznie wściubiłem do ręki. Natychmiast wypogodziły się czoła młodych izraelitów. Jeden z nich pobiegł. do Wielkiego Marszałka, jak rozumiem, z donieśieniem o mnie ,drugi / ujrzysz go w całej okazałości, dziś bowiem jest uroczystość obrzezania Najjaśniejszego królewicza• Leyby. Król okaźe się w całej okazałości, jeżelibyś waść znał się do grzeczności, tobym ja mu służył za przewodnika, okazał i oprowadził wszędy.“ Lubo przymówienic się to z strony szambelana dworskiego zdawało mi się cokolwiek niedelikatnein, z tem wszystkiem rzuciwszy oko na pejsaczki przestałem się dziwić, i dobywszy dwa jeszcze dukaty wsunąłem w dłoń szambelanowi. Ściskając mię za rękę, rzekł: ״Nie odstąpię, waści aż wszystko obejrzysz. Pójdźmy do ,,drugiego pokoju, gdzie są zebrani panowie radni i ministrowie. Żydziak ״szepnął do ucha na prawo i na lewo, wraz nam uczyniono miejsce. ״Weszliśmy do wielkiej sali pozłacanej, lecz brudnej, po jednej i drugiej ״stronie siedziały żydy w bogatych łapsardakach. Acz kosztownie ubrani, ״uważałem jednak że pantofle ich nie były wychędożone, i niebyło jednego coby nie miał pończóch granatowem suknem na piętach łatanych. ״Przy samych drzwiach stało dwóch żołnierzy z leib gwardyi, mający ״na łapsardakach blaszane pośrebrzane zbroje, i włócznie w ręku. Wkrótce ״uwagę moją obudziło mocne potrójne uderzenie we drzwi. Na ten ״hałas porwały się wszystkie żydy z ław swoich, a mój przyjaciel szambelan szepnął mi:“ ״Pójdź waść w tę stronę, a wygodnie wszystko ״zobaczysz." Jakoż otworzyły się podwoje i zaczął iść dwór królewski, pazie, szambelanowie, panowie radni. Nakoniec ukazał się sam król Moszko, a w tem wszystkie żydy, cotylko ich było, jęli się kiwać na- kształt chińskich bałwanków. Mój przyjaciel szambelan powiedział, że ten był sposób witania króli. Osoba monarchy wcale mi się okazałą wydala. Był to Pan mogący mieć około lat. czterdziestu, niezmiernie czerwony, tłusty i piegowaty, pejsaki miał rudo-kasztanowate i brodę tejże samej maści. Łapsardak i opończa były z czarnego aksamitu z potrzebami dyamentowemi jak najpiękniejszej wody. Jarmułkę otaczał szereg pereł różowych, z których każda po 50 karatów mieć mogła; u szyi freza obyczajem żydowskim, z tej na złotym łańcuchu zwieszał się order nakształt złotego runa, lecz przyjaciel mój powiedział mi, że to był order Jcka Wgo. Nic atoli nie zastanowiło bardziej blaskiem nadzwyczajnym oczu mych, jak cycele wiszące u kolan królewskich: były to sznurki z samych soliterów, z których najmniejszy Jako orzech duży. Szambelan powiedział mi, iż ojciec królewski Moszko XI dał za te cycele 10 milionów złotych holenderskich. ״Nie dziwuj się temu“, mówił dalej szambelan; ״Najjaśniejszy Pan sam handluje drogiemi kamieniami ״i wiele na nich zarabia: (tu szepnął mi do ucha:) a czasem nawet fałszywe za prawdziwe sprzedaje.“ Za danym znakiem żydy przestały się kiwać i przedniejsi panowie uczynili koło. W tenczas król obchodząc krąg cały, rozmawiał z każdym prawie, niektórych faworytów familiarnie targał za pejsaki i brodę, w konwersacyi mięszając dowcipne żarciki, jak mnie przynajmniej zapewniał przyjaciel mój szambelan, cała bowiem rozmowa była w żydowskim języku. Po skończonych pokojach׳, choć spostrzegł mnie, a zdziwiony figurą moją, kazał do siebie przystąpić. Powiedziano mu żem był z dalekich' krajów wędrownik. Monarcha z nieporównanym wdziękiem rozśmiawszy się do mnie, podał mi swą rękę, którą ja z najżywszem uczuciem pocałowałem. Odprowadził mię przyjaciel mój szambelan aż do doróżki mojéj, a żegnając oświadczył, iż życząc by pobyt mój w Moszkopolis był jak najprzyjemniejszym, zaprasza mię na bal do ciotki swojej hrabiny Rachel, na ulicy Łokszyn mieszkąjącej. ״Nim wieczór nastąpi,“ przydał grzecznie: ״będziecie może chcieli widzieć ciekawości Moszkopolis, oto jest bilet,“ rzekł dając mi kartę., ״za którym wszędzie wolny przystęp otrzymasz: trzeba jednak, przydał z znaczącą miną, znać się do grzeczności-“ Pożegnawszy się wsiadłem do pojazdu, nie mogąc* pojąć jak do tyła grzeczności można było łączyć tak-niedelikatną chciwość pieniędzy. ״Jakże się tam długo Jegomość bawił, rzekł mi mój doróżkarz, ״miałem czas i konie paść i napoić i jeszcze nie widziałem końca: Dokądże teraz pojedziem?“ ^Jedź na sądy,“ rzekłem, ״wsadzie־ mię ״teraz puszczą, bo mam bilet.“ Lubo postać cała Warszawy, ulice jej nawet odmieniły się; rozeznałem jednak, że doróźka zajechała na dziedziniec, gdzie niegdyś stał pałac Krasińskich, a dziś stała ogromna karczma. ״Gdzież־ mię to wieziesz?“ zapytam. ״Na sądy,“ odpowiedział woźnica. I tu na wnijściu, mimo okazanego1 biletu były trudności, lecz za daniem dwóch talarów zniknęły. A nadto tłum żydków z faktorskiem prawdziwie narzucaniem się obstąpił mię ofiarując się być przewodnikiem i tłomaczem mem. Wybrałem najpocześniejszego i dobrzem trafił, był to bowiem jeden z sławnych mecenasów żydowskich. Weszliśmy po ,schodach pełnych śmieci i brudów do obszernego-przysionka, napełnionego tłumem żydostwa. Sędziowie byli na ustępie. Usiedliśmy w kącie na ławie, co dało mi czas rozmawiać׳/ ־ uczonym mecenasem moim i wiele światła zasięgnąć od niego. ״Panie,* rzekłem mu, ״dla czegóż tak niemiłosiernie zburzyliście gmachy i na miejscu wielu niegdyś, jak słyszałem, wspaniałycb, tak־ nikczemne ״popostawiali?“ ״Uczyniliśmy to,“ odpowiedział mecenas, ״na mocy zakonu Mojżesza: Zburzycie do szczętu, mówi Mojżesz־ ״Rozdział XII. w. 2) wszystkie miejsca, na których mieszkali narodowie; ,,a które wy posiadacie i porozwalacie ołtarze ich, i połamiecie słupy ich,'' ״spalicie Bogi ich, i wygładzacie imię ich z miejsca onego. Przyznasz ״waść,“ mówił mecenas, ״że prawo to jest dosyć wyraźne: Jeźłt wäm ״niedosyć na nieip, przytoczę więcej. Tenże Mojżesz tak mówi־ dalëj: ״Wytrącisz naród, który Pan Bóg twój poda tobie, niezfolguje mu oko ״twoje, bo poszle Pań Bóg twój na naród ten szerszenie i zetrze' je starciem wielkiem, aż będą wyniszczeni, a poda krocie' ich w ręce twoje i wygubisz ich pod niebem, nie ostoi się żaden przed tobą, aż ich wytracisz. (Deutoronom. Rozdz. VII. i XXV.) W ziemi, którą Pan Bóg ״twój dawa tobie w driedzictwo, byś ją posiadał, wygładzisz pamiątę..׳ ״Amalekową pod niebem. Ani się nie zlitujesz nad niemi, ani się spowinowacisz . 1 . ׳ ■ z niemi, albowiem Pan wybrał ciebie, abyś byt osobnym ludem. Nie zapominajże tego." ״Mógłbym,“ mówił dalej mecenas, tysiąc ״podobnych praw, podobnych zakazów cytować. Wszędzie Mojżesz nakazuje nam nienawiść przeciw ludom innej wiary jak nasza, zaleca zerwanie wszelkiego przymierza, wszelkiej uczciwości z niemi, nadto brzydzić .,się. niemi każe, także obcować, jeść z niemi, dotykać się nawet naczynia ich, jest u nas obmierzłym występkiem.“ ״Jakże,“ zawołałem, ״toście wytępili ״cale plemie dawnych Polaków chrześcian?“ ״Talmudziści nasi,“ odpowie- ״dział mecenas, którzy więcej jeszcze mąją rozumu jak Mojżesz, tak słowa ״Patryarchy tego wytłómaczyli : Wygładzicie wszystkich właścicieli ziemskich i miejskich, zabierzecie dobra ich, lecz możecie zachować wieśniaków ubogich i wyrobników, aby pracowali dla was. Sam nawet Mojżesz przydał: I wyniszczy Pan Bóg twój naród ów przed tobą po lekku i potrosze. Nie będziesz ich mógł razem wggładzić, by się znać nie namnożyło przeciw tobie bestyi polnych.1[ (Deuteronom. VII) ,,Ja- kimże sposobem,“ zawołałem, ,,mogliście tak waleczny naród częścią wytępić, częścią obrócić w niewolę?“ — Jak nam przykazał Mojżesz, po lekku i po trochu; przekupstwem, podejściem i wytrwałością. Naj przód przekładaliśmy, że to nic nieszkodzi gdy nam nadadzą prawo nabywania własności ziemskich i miejskich. Skorośmy to otrzymali, pomno- żyły się sposoby nasze otrzymania 1 więcej. Pchaliśmy się do nabycia wszystkich praw obywatelstwa 1 piastowania wszystkich urzędów: kosztuwało to nas me mało: lecz czegóż złoto i wytrwałość nie zmogą. Spełniono życzenie nasze, już najpiękniejsze majątki były w ręku żydówskich. Senat, ministerya, rady najwyższe, najpierwsze dostojeństwa piastowane były przez Moszków i Leybów. Ze wszystkich końców Europy potokami jęło się do Polski cisnąć żydostwo. Nie zważano długo, że naród nasz przez same prawo religii swojej spoić, się z innym narodem memoże, że wiara nasza nie stowarzyszać się z ludźmi innego wyznania, lecz nakazuje wytępiać ich 1 niszczyć; postrzegło się potem chrześciaństwo, lecz to już było za późno.“ Gdy mecenas mój kończył te słowa, potrójne uderzenie we drzwi dało znać, że się ustęp zakończył, i natychmiast otworzyły się podwoje. ,,Jakiemiż prawami, jakimże sądzicie się kodexem?“ Kodexem Mojżesza,“ odpowiedział mecenas mój. "Weszliśmy do sądowej izby. Stał pośrodku stół około którego jedenastu sędziów siedziało. Dwunasty najwyższy, może ministra sprawiedliwości zastępujący, siedział na wyższem nieco krześle od innych. Był to otyły siwy starzec,” tak już latami znękany, że ni słyszeć, ni widzieć, ni zatem wiedzieć mógł o co rzecz szła. Młode żydki pisarzów i sekretarzów miejsca zastępujący uwijali się koło niego i sędziów, i podobno całą sprawiedliwością podług woli swojej rządzili. Przywołano sprawę kobiety i męższczyzny, obojga chrześcian. Była to przekupka około pięćdziesiąt lat mająca, niezmiernie tłusta, czerwona, słowem jak się pospolicie mówi wyszczekana w naj- wyższym stopniu. Sama ona indukowała sprawę swoją po żydowsku gdyż lud nasz języka tego uczyć się musiał. ״Kodex Mojżesza, rzekła w rozdziale XXV powtórzenia zakonu, nakazuje, że po mężu bracie bez potomstwa, brat męża tego z wdową żoną jego koniecznie ożenić się powinien. Ja się w tym przypadku znajduję., jestem wdową po mężu zeszłym bez syna, brat jego niechce się żenić ze mną, oskarżam go przed najjaśniejszym kahałem, i upraszani, aby mu rozkazał, by mię wraz pojął, i kochał z całej duszy swojej.“ W czasie tej indukty tłusty prezes zwiesiwszy siwą brodę na piersi chrapał i nic nie słyszał. Młody pisarz zbliżył się do ucha jego, i jak gdyby odpowiedź odebrał, przywołał oskarżonego. Był to ubogo lecz czysto ubrany młody człowiek bardzo przystojnej pośtaci. ״Jakóbie, rzekł pisarz, sąd cię zapytuje, czy prawda że się sprzeciwiasz prawu Mojżeszowemu i nie chcesz bratowej twojej pojąć za żonę?‘ ״Prawda, odpowiedział, bo zakon, nowy nie zaś prawo Mojżesza, chrześcianina wiązać powinny.“ Na te słowa porwały się z zapalczywości wszystkie żydy. ״Co za zuchwalstwo kkrzy- knęli, ty się śmiesz z nowym zakonem odzywać?‘ Gniew i zgroza od sędziów przeszły do słuchaczów, młode nawet żydki, jak żygawki zaczęli przyskakiwać do Jakóba, i pazurami drapać go, szczęściem ׳wszczęty wrzask obudził zgrzybiałego prezesa. Zadzwonił więc i nakazał spokój- ność. Jakób tak dalej mówił: ,,Prócz przywiedzionej przyczyny nie chcę pojąć stojącej tu Małgorzaty, naprzód że jest pijaczka, powtóre, że jeSt brzydka, po trzecie, że jest stara, po czwarte i ostatnie, że kochàm inną dziewczynę, i już z nią zaręczonym jestem.“ ״Więc tedy ńie chcesz jej pojąć?' zapytał kahał. ״Przez żaden sposób,“ odpowiedział Jakób. Tu pisarz kahalny otworzywszy zakon czytał następujące prawo? ״- A jeżliby mąż jaki niechciał pojąć bratowej swojej, i niechcial wzbudzić bratu swemu imienia w Izraelu, tedy przystąpi bratowa jego do niego ,przed oczyma starszych, i zrzuci trzewik jego z nogi jego, i plunie na twarz jego, a dom jego zwać się będzie dom wyzutego. ' 'י' J־V Pisarz trybunalski skończywszy czytać: ,,Małgorzato,“zawołał, ״czyń co masz czynić.“ Natychmiast Małgorzata zdjęła but Jakóbowi i plunęła mu na twarz a Jakób otarł się, i skończyła się sprawa Przywołano potem dwóch żydów oskarżonych, że wdomu swoim mieli obrazy i posągi, i stawiono je przed sądem. Z miłem zadziwieniem ujrzałem między rzeźbami kilka starożytnych posągów pięknego dłuta, wśród obrazów zaś trzy Guido Reni, jednego Corregio, dwa. Carraci i pięć Rubensów. Przeczytano prawo zakonu, nakazujące kruszenie wszelkich bałwanów i wizerunków, i w tejże chwili powyrzucano z okien wszystko, gdzie stojące już z oskardami i motykami żydostwo, wszystko w kawałki potłukło i podarło. Przejęty do żywego talnęip. barbarzyństwem, nie chciałem słuchać dłużej tak mądiych wyroków i dawszy dwa talary mecenasowi, wyszedłem. Natura i we śnie nawet trzyma się przepisanego biegu : uczłem apetyt gwałtowny, pokazał mi doróżkarz najsławniejszego restauratora. Wszedłem; przez długą i wązką izbę ciągnęły się po obu stronach małe osobne Stoliki, przykryte niezmiernie bnidńemi serwetami, stały ' na każdym talerze z cynowemi, sztućcami. Żydziaki, połowę z żydoska połowę gadający z francuska, obskoczyli mię natychmiast, podając mi kartę potraw, i zapytując czegobym sobie życzył. Wziąłem kartę, na której z pomiędzy wielu przysmaków te tylko przypominam sobie: Łokszyn a la Machabèe, Kugiel au Szmalc, Kaczkes a la Jérémie, Oeufs à l’Esther, Brochet au deluge, Maces, Obarzankes. Na spodzie napisano było: On avertit que tout est koszerne et à l’ail. Przyniesiono mi wiele z tych potraw, lecz wszystkie tak czosnkiem zaprawne, tak okropnie brudne, iż zjadłszy tylko kilka jaj i dwie mace bez soli zapłaciłem i wyszedłem. Już też była godzina szósta wieczorna, wychodząc postrzegłem wiele pojazdów stojących przed dużym szkaradnym gmachem, a woźnica mój oznajmił mi, że to był teatr narodowy żydowski. Jak ciekawy wędrownik nic co jest ciekawego niechcąc opuścić, wszedłem. Górne ganki i poziom (parter) dość były próżne, lecz w lożach pełno. Dawano operę w żydowskim języku pod tytułem: Abigal grzejąca Dawida. Sytuacye w tym dramacie nie były najprzystojniejsze, w orkiestrze najwięcej cymbały słyszeć się dawały, głos pierwszej śpiewaczki choć trochę przeraźliwy miał wielką rozciągłość. Sztuka ta była dziełem jednego z aktorów, i dla tego ustawicznie ją grano. Po skończonej operze graüo krotofilę czyli farsę, lecz mogęż wyrazić zgrozę i głębokie oburzenie moje, gdym postrzegł, że w sztuce tej naigrawano się, wyszydzano najświętsze tajemnice wiary naszej chrześciańskiej. Pełen żalu i gniewu wyszedłem z teatru, lecz na samem wsiadaniu spotkałem szambelana mego. ״Czemuż waść tak zapyrzony?“ rzeki mi. Opowiedziałem mu przyczynę zgorszenia i gniewu mego. ״Niedziw się“ rzekł, ״trzeba czem bawić pospólstwo, a nadto polityką jest naszą utrzymywać ״wzgardę dla religii katolickiej. Dzieje się to z przyczyn stanu; a wiesz, ״że w takim razie nikt się nie pyta o słuszność, sprawiedliwość, a nawet o rozum. Jedź raczej do ciotki mojej na bal, ten wypogodzi zachmurzone czoło twoje.“ Jak byłem rozgniewanym, żem się długo szambelanowi memu opierał : przemógł nakoniec naleganiem swojem i pojechaliśmy na gody. Stanęliśmy przed obszerną karczmą czyli pałacem J.W. hrabiny Rachel. Blask niezmierny w oknach uwiadomił nas, że się już bal rozpoczął. Szambelan wziąwszy mię za rękę wprowadził do sali. Trafiliśmy właśnie, gdy młody książę Icek z hrabianką Szlomą tańcował solo narodowy taniec, to jest że każde z nich wziąwszy koniec chustki podskakiwało do siebie. Gdy wszyscy unosili się nad gracyą i łubem ułożeniem tej pięknej pary, ja tymczasem prowadziłem oczyma po sal i gościach zebranych. Izba była obszerna i bogato ustrojona, lecz podłoga niewymieciona, na wszystkich meblach pełno kurzu, postrzegłem nawet w rogach pozłacanych gzemsów kilkoletnie gęste pajęczyny, z których pająk niezmierny spuszczał się na jedwabnej swej nici, i już siadał ną głowie księżniczki Josielównej, gdy młody hrabia Chaim piorunem się ze stołka porwawszy i poskoczywszy naprzód, lisią swą czapką przeciął nic pajęczą i samego brzydkiego robaka pantoflem zagniótł. Oklask powszechny okrył czyn zwycięzcy, a przyjaciel mój szambelan powiedział mi, że hrabia był jednym z najwaleczniejszej młodzieży izraelskiej, i że nie był to pierwszy dowód nieustraszonego męstwa jego. ״Tymczasem ta pojedyncza bitwa hrabiego z pająkiem przerwała taniec, i przyjaciel mój miał sposobność przedstawienia mię szanownej ciotce swojej. Była to wysoka żydówka około czterdziestu lat mająca, jeszcze świeża i dosyć ładna: miała ona drojetową suknię w winogrona, na głowie czerwoną chustkę, z pod której wychodzące skrzydła z dużych pereł zakrywały znaczną część twarzy, na piersiach wisiał duży kanak z niebrylantowych dyamentów. Pani ta przyjęła mię z grzecznością bardzo blisko graniczącą z przymiotem, który my kokieterją nazywamy. Siostrzeniec jej Szambelan chciał mnie innym damom przedstawić, lecz nie dopuściła tego hrabina Rachel, i owszem wziąwszy mię w rekwizycją dla siebie samej, usiadła zemną na boku, i jak gdybyśmy się znali od wieków zaczęła mi opowiadać historyą życia i obyczajów wszystkich zaproszonych przez siebie dam, panien i kawalerów. Bawiła mnie wprawdzie jej rozmowa, lecz niemogę powiedzieć, by dobroć jej wyrównywała dowcipowi. Podług twierdzenia hrabiny Rachel, nie było jednej kobiety, któraby przynajmniej dwudziestu miłosnych awantur nie miała, nie było Żydka, któregoby tysiącem nie obłożyła śmieszności. ,,Czy widzisz (mówiła pokazując mi młodą parę), ten hrabia Lejbuś, co to niby trzyma tylko tę damę za rękę, wiesz, że w tym momencie oto daje baronowej Nuche ustrzyżone z pejsaków swych włosy. Lejbuś jest strasznie głupi, a ona największa w świecie kokietka.“ Uważałem ogólnie, że im piękniejsza była żydówka jaka, tem ostrzejszemi obmowy grotami obsypywała ją dobra ta pani. Nie jeden może zapyta: jakżem z hrabiną tak długą mógł prowadzić rozmowę, nie umiejąc i słowa po żydowsku? Przypominam słuchaczom najprzód, że to był sen, a zatem marzenie pełne przeciwieństw i niedorzeczności, powtóre ile pamiętam, nie tylko hrabina, ale wszystkie damy izraelskie, wszystkie, nawet młode bachurzęta nie trzepały jak po francusku. Na dowód tego jeszcze jedna okoliczność przychodzi mi na myśl: pamiętam, że hrabina opisując mi łaskawie charaktery wszystkich snnjących się przed oczyma naszemi osób, wskazując na starego żyda jednego rzekła: ״To jest osobliwszy oryginał, zawsze kwaśny i opryskliwy, dzikie jakieś urojenie opanowało głowę jego, koniecznie chce, żeby żydzi po żydowsku gadali, i tak to ustawnie powtarza, iż wszystkich już na śmierć znudził ; z resztą i z innych względów nieznośne jest to stworzenie.“ Postrzegłszy, że długa moja z hrabiną rozmowa, nie podobała się kilku młodym żydkom, co się koło niej kręcili, wstałem by zobaczyć co się po innych izbach dzieje. I tam jak wszędzie pokątne rozmowy, zawiść, szepty. Roznoszono na dużych tacach wódkę, miód i wiśniak, tudzież pieczone mace, obarzanki. Między konfiturami najwięcej widziałem cebul w cukrze smażonych, nakształt naszych kasztanów. Nic 356 PRZEGLĄD POZNAŃSKI־. wyrównać nie mogło pieczołowitości matek około córek swoich ; ta szeptała swojej do ucha, żeby się prosto trzymała, owa zgrzanej po tańcu niedozwalała pić piwa, tamta swoją, zakrywała chustką, trzecia nakoniec intrygowała, żeby córka jej, nie kto inny, tańczyła soło ulubiony taniec na śliczną nótę Majufes. Wśród tych tańców i śmiechów ministrowie rozmawiali o sprawach publicznych, a synowie ich szeptali o miłości. Kamerdynerowie roznosili chłodniki. W krótce jeden z nich niosący na niezmiernej tacy kubki z czosnkowemi lodami, pośliznął się i z całym ładunkiem padł jak długi na ziemię. Brzęk tyła potłuczonego szkła tak był przeraźliwy, iż i mnie acz twardo śpiącego obudził. Otworzyłem oczy. Silnie zwodniczemi mamiony obrazami, długo pojąć nie mógłem, gdzie byłem. Dalsze dopiero zebranie zmysłów przekonało mnie, iź smutne przedmioty, które, mnie przez całą noc dręczyły, snem tylko były znikomym. Padłem na kolana i podziękowałem Bogu, że mi żyć pozwolił pod berłem monarchy, który nigdy nie ścierpi, by sny podobne w najmniejszej części sprawdzić się mogły.